sobota

Dzień 17

Rabka Zdrój - Zbójecka Góra/Zakopianka - Skawa - Jordanów - Bystra - Okrąglica 1247mnpm - Przeł. Kucułowa - Schr. PTTK "Na Hali Krupowej", 29km, 1300m podejść, 700m zejść.

Wyruszam 7:15. Pierwsze kroki kieruje do sklepu. Rabka jest jeszcze pogrążona we śnie, bo dzisiaj sobota. Jest mgła i jest zimno. Siadam w parku na ławce. Zjadam dwa Danio i słodkie bułki. Znowu śniadanie na zimno. Trochę przemarzłem więc ruszam szybkim krokiem. Szlak kluczy ulicami Rabki a następnie wznosi się na niewielkie wzniesienie i przecina Zakopiankę, po czym schodzi do Skawy. Mam wrażenie, że ten odcinek trasy pokonują tylko najbardziej zakręceni. Szlak wiedzie takimi chaszczami, że gdyby nie wyraźne znakowanie nie uwierzyłbym, że tędy powinienem iść. Na szczęście większość tego odcinka biegnie polami, skąd roztaczają się piękne widoki. Od Skawy do Jordanowa o zgrozo szlak idzie prawie 7km asfaltem i chodnikami, z czego prawie 4km drogą krajową nr 28. Czas by ktoś pomyślał o zmianie szlaku. W Jędrzejowie robię krótką przerwę. Słodkie bułki dostarczą mi energii do Bystrej. Przed Bystrą niespodzianka. Szlak przecina rzekę Skawę i nie bynajmniej mostem. Głębokość w tym miejscu po prawie miesiącu skąpych opadów sięga połowy mojej łydki. Ciekawe jak tu było w deszczowym lipcu. Co więcej nie ma o tym wzmianki w żadnym ze znanych mi przewodników ani opisów internetowych. Czyżby wszyscy zapomnieli? Do tego paręnaście metrów dalej jest tunel pod torowiskiem i zdjęcie tegoż tunelu można znaleźć w przewodnikach. Oczywiście Skawę można pokonać przez most ale trzeba odbić od szlaku i na pewno nie przejdzie się tunelem!
Wstrząśnięty lecz nie zmieszany ruszam dalej. Wchodzę do Bystrej. Już najwyższy czas na obiad. Menu: dwie pokaźne bułki przełożone półcentymetrowej grubości plastrem szynki i takiej samej grubości plastrem żółtego sera, litr soku i spory kawałek arbuza. Mam jeszcze banany ale schowam je w plecaku wraz z innymi zapasami. Jedzenie się przyda nawet w nadmiarze - do następnego miasta zejdę dopiero za dwa dni. Stanowczo za dużo zjadłem ale jest już tak późno, że chcąc nie chcąc muszę iść. Przede mną 1000m podejścia. Przez pierwszą godzinę marszu koncentruję się na przepełnionym żołądku. Na szczęście obyło się bez sensacji. Wspinam się dzielnie, chłonę góry całym sobą, słucham ptaków - pełen kontakt z przyrodą. Aż tu słychać najpierw cichy, z czasem coraz głośniejszy warkot. To nie maluch (Dzień 15), to pięć motorów krosowych mknie na górę. Za godzinę zjedzie tą trasą już siedem motorów. Zastanawiam się jak to skomentować - do dzisiaj brak mi słów, aby wyrazić swoje oburzenia. Do schroniska dochodzę przed szóstą. Jest pełno ludzi, wszak weekend. Na jadalni opowieści z minionych wypraw. Wspieram potrzebujących plastrami i trochę daję im na zapas. Odwdzięczają mi się Lechem w butelce - miło z ich strony. Dzisiejsza noc bez stoperów byłaby bezsenna - na sali śpi 12 osób.  











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz